Siewcy pokoju

Chwała na wysokości Bogi, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli… Ten hymn śpiewamy w czasie Mszy w święta i uroczystości liturgiczne. Ma nie byle jaką tradycję, bo pierwsze wykonanie miało miejsce w Betlejem, w noc narodzenia Pana Jezusa, a wykonawcami byli aniołowie. Śpiewają o pokoju, który przynosi narodzony właśnie Chrystus. Bóg wchodzi w nasz świat jak każdy człowiek, rodząc się z kobiety, płacząc jak każde niemowlę. Potrzebuje pomocy Matki, która utuli Go i owinie w pieluszki, potrzebuje mocnych, ojcowskich ramion Józefa, który znajduje bezpieczne miejsce i prowizoryczną kołyskę w żłobie. Trudno wyobrazić sobie bardziej „pokojowe” wejście Boga w nasz świat. Jeden z Jego tytułów to Książę Pokoju. Mesjasza Żydzi wyobrażali sobie jako wojownika i wodza, który przemocą zaprowadzi Bożą sprawiedliwość. Na przekór tym wyobrażeniom, misja Zbawienia świata zaczyna się od płaczu noworodka.

A jednak w tym kwilącym dzieciątku jest potęga, której nie ma żaden władca świata. Pasterze mogliby mieć wątpliwości, słysząc o Mesjaszu w pieluszkach. Aby wprowadzić pokój, potrzebna jest siła, skąd ma ją mieć nowonarodzone dziecko ubogich rodziców? Rzeczywiście, siła Jezusa Chrystusa będzie zupełnie nieuchwytna, jeśli mielibyśmy stosować kryteria tego świata. Może dlatego aniołowie przygotowali ten spektakularny pokaz. Pasterze słyszą śpiew nie lokalnego chóru chłopięcego, lecz „zastępów niebieskich”, co w dzisiejszym języku należałoby raczej wyrazić określeniem „armii aniołów”. Chwała Boża naprawdę „zstępuje z wysokości”, aby dać ludziom pokój.

Dziś, w ostatnim dniu Oktawy Bożego Narodzenia, obchodzimy Światowy Dzień Pokoju. Nie jest to święto liturgiczne, ale inicjatywa wyszła z Kościoła, ogłosił ją papież św. Paweł VI, a było to w roku 1968, gdy świat żył w obawie, że zimna wojna między supermocarstwami przemieni się w wojnę „gorącą”. Był to też czas głębokiego kryzysu społeczeństw Zachodu i Kościoła, wewnętrznych napięć i konfliktów. Historia się powtarza. Dziś modlimy się o pokój, świadomi, że tylko On daje światu pokój prawdziwy i trwały. Pokój bowiem zaczyna się w sercach ludzkich, a te odmienić może Bóg.

Na krótka metę można zapewnić bezpieczeństwo czy zapobiec wybuchowi zbrojnego konfliktu za pomocą instytucji państwowych, dyplomacji czy siły militarnej. Niestety, te same narzędzia mające zapewniać pokój, służą do wzniecania konfliktów. Dziś zresztą formy przemocy są bardzo zróżnicowane. Przemoc zbrojna jest często zastępowana przemocą informacyjną – kłamstwem, manipulacją - lub przemocą wykorzystująca siłę gospodarczą czy systemy finansowe. Bez nawrócenia w sercach możnych tego świata, nie będzie trwałego pokoju.

Również w relacjach międzyludzkich, w pracy, w rodzinie, sąsiedztwie mamy tyle „wojen domowych”, konfliktów o sprawy często błahe, ale bardzo trudnych do rozwiązania. Mediacje, negocjacje czy procesy sądowe na ogół tylko na chwilę wyciszają konflikt, ale bez nawrócenia serca wrogość nie zniknie.

Pasterze pobiegli do Betlejem zobaczyć Tego, który ma przynieść światu pokój prawdziwy. Nie byli rozczarowani widokiem Dziecka i Jego ubogich rodziców. Z radością oddali hołd Księciu Pokoju, aby następnie opowiadać o Nim wszystkim. Jeszcze Pan Jezus nie zaczął mówić, a oni już stali się Jego apostołami. My również, dzieląc się z innymi naszą wiarą i miłością do Chrystusa, stajemy się, jak zwykł mawiać św. Josemaria, „siewcami pokoju i radości”.

W ostatni dzień Oktawy Bożego Narodzenia nasze serca zwracamy szczególnie ku Maryi. Kościół czci ją dzisiaj przypominając jej najważniejszy tytuł: Bogarodzicy. Przypomina on, że Maryja, stając się matką Jezusa w ludzkiej naturze, może być też nazywana „Matką Boga”. A skoro zrodziła Tego, który niesie światu prawdziwy pokój, nazywamy ją też Królową Pokoju.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama