Odszedł od zmysłów... Dlaczego krewni Jezusa akurat teraz zaczęli niepokoić się o stan Jego zdrowia psychicznego? Jest kilka możliwych powodów. Możemy się nad nimi zastanowić, bo i nam się zdarza, że uznajemy za szaleństwo to, co On nam proponuje, a tych którzy, Go naśladują uznajemy za niegroźnych dziwaków lub niebezpiecznych szaleńców.
Pierwszy powód jest dość zrozumiały. Jezus z Nazaretu uznał się za Boga. Na razie nie powiedział tego wprost, to dopiero początek działalności publicznej. Ale słowa i znaki są bardzo mocne. Lud może jeszcze tego nie dostrzegać, ale wykształceni faryzeusze owszem. Jezus uznał się za Pana szabatu, odpuścił grzechy paralitykowi, panuje nad demonami. Krewni też wyczuwają, że w Jego słowach i czynach jest coś boskiego. Albo szalonego.
I dziś trudno jest uznać, że Bóg stał się człowiekiem, jednym z nas, który żył w konkretnym czasie i miejscu. To rzeczywiście szaleństwo, idące w poprzek dominującej kulturze, która w ogóle odrzuca Boga i Jego miłość, a co dopiero Boga-człowieka. Jednak żeby być chrześcijaninem trzeba się na to szaleństwo zdecydować.
Drugi powód niepokoju krewnych Jezusa mógł być bardziej przyziemny. Po prostu bali się kłopotów. Nie trzeba było mieć szczególnej wiedzy o polityce i psychologii, żeby się zorientować, iż Pan Jezus swym nauczaniem naraża się elicie ówczesnego społeczeństwa. Na tym mógł ucierpieć Nazaret i cały klan. Teraz też są obszary życia społecznego, również w Polsce, gdzie otwarte przyznanie się do swej wiary i chrześcijańskich wartości moralnych grozi zawodowym i towarzyskim linczem. Co ciekawe, takie tendencje często pojawiają się tam, gdzie powinna królować wolność myślenia i wypowiedzi, np. środowiska uniwersyteckie czy artystyczne.
Wreszcie trzeci powód jest najbardziej prozaiczny, może dlatego warto przy nim się zatrzymać. Krewnym Jezusa wydaje się, że Jego poświęcenie dla innych jest nadmierne, wykracza poza normę, a więc jest nienormalne. Uważają za niemożliwe, aby zdrowy psychicznie człowiek tak się zachowywał: „Powinien myśleć więcej o swoim odpoczynku, dochodach, zdrowiu. Normalnie, tak jak my”. Owszem, bywa że ktoś jest nieroztropny i nadmiernie się angażując, naraża swoje życie i zdrowie, szkodząc sobie i innym. Upomnienie go będzie wówczas na miejscu. Ale to co innego niż powiedzieć: „zadbaj o siebie, nie przesadzaj z tą religijnością i troską o innych, nie jesteś Chrystusem, nie musisz zbawiać świata”. Takie slogany mają pozory mądrości, ale są maską egoizmu. Miłość wymaga oddania. Jest w jakiś sposób szaleństwem, dlatego świętych nazywa się „szaleńcami Bożymi”. Naśladujmy raczej tych szaleńców, niż krewnych Jezusa, którzy w swej pozornej roztropności, nie zauważyli, że On jest Mesjaszem, a Jego szaleństwo Miłości przynosi nam zbawienie.