Słowa Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii brzmią w obecnym czasie szczególnie mocno. Pamiętajmy jednak, że sytuacje nadzwyczajne, takie jak wojna, tylko uwypuklają wyzwania przed którymi stajemy na co dzień. Każdy z nas doświadczył nie raz wrogości czy niesprawiedliwości ze strony innych ludzi. Obym nie miał nieprzyjaciół, ale nie zawsze to ode mnie zależy.
Wezwanie do miłości nieprzyjaciół jest niekiedy interpretowane w kluczu naiwnego pacyfizmu. Wystarczy, że ja będę miły i uczynny, a wszyscy mnie będą lubić i nastanie pokój. Pan Jezus jest realistą i mówi o nieprzyjaciołach. Sam ich miał wielu, choć kochał wszystkich. Przyjaźń jest zawsze relacją dwustronną. Nieprzyjaźń może być tylko po jednej stronie. Mogę być wyrozumiały dla mojego wroga, starać się zrozumieć powody, dla których mnie nienawidzi. Czasem otwiera to drogę do pojednania, bo zauważam, że i ja jestem winien. Ale jeśli wrogość jest powodowana egoizmem, kompleksami, głupotą nie mam możliwości ustąpić. To oznaczałoby umocnienie złych skłonności tkwiących w sercu mojego wroga.
Pan Jezus nie relatywizuje zła. Mówi, że Bóg zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Tym samym stwierdza, że ktoś odpowiada za zło, nie jest sprawiedliwy. Tylko On wie wszystko i potrafi osądzić bez błędu człowieka, dlatego musimy być ostrożni w naszych ocenach. Tym niemniej, są sytuacje, gdy mamy moralną pewność, że dzieje się niesprawiedliwość i kto za nią odpowiada. Również teraz, w sytuacji wojny na Ukrainie, choć pewnie wiemy niewiele o wszystkich czynnikach i osobach, które wpłynęły na jej wybuch, to jednak możemy wskazać, kto jest agresorem czy kto bezpośrednio odpowiada za cierpienia ludności cywilnej. Kto jest nieprzyjacielem. Czy mamy prawo go nienawidzić?
Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie. Co oznacza miłość? Czy miłością jest pobłażanie dla zła lub udawanie, że nikt za nie nie odpowiada? Jeśli zamykam oczy na krzywdę, nie kocham skrzywdzonego. Jeśli nie próbuję zatrzymać agresora, nie kocham ani jego, ani ofiary. A jednak, jeśli chcę uczestniczyć w miłości Boga, muszę starać się miłować nieprzyjaciół. Co to w praktyce oznacza dał nam przykład bł. Stefan Wyszyński, gdy pisze w Zapiskach więziennych o swoich prześladowcach: „Nie zmuszą mnie bym ich nienawidził”.
Czy ten cel nie jest zbyt ambitny? Owszem, przerasta ludzkie możliwości. Kochać jak Bóg nie potrafimy, nie jesteśmy Bogiem. Jednak Jezus chce byśmy do tego dążyli. Wówczas zbliżamy się do Boga, do Jego doskonałości. A ta doskonałość to miłość, której On nam udziela. Im więcej w nas miłości, tym jesteśmy doskonalsi. Miłość nieprzyjaciół jest najtrudniejsza, a tym samym przynosi najwięcej owoców.
Aby ku tej doskonałości dążyć, skutecznym środkiem jest umartwienie. W kontekście obecnych wydarzeń, takim umartwieniem może być ograniczenie oglądania materiałów, które mogą podsycać we mnie nienawiść do agresorów lub strach. Lepiej pomodlić się za ofiary. Jeśli czuję mściwą satysfakcję patrząc na zdjęcia zniszczonego sprzętu, w którym często zwłoki rosyjski żołnierzy, lepiej wziąć Różaniec i pomodlić o nawrócenie tych, którzy owych żołnierzy do walki, a czasami zbrodni, popchnęli. I przenieśmy to na naszą codzienne relacje w pracy, w domu. Niech mojej wyobraźni nie wypełniają osoby mi wrogie czy doznane krzywdy. Niech moją odpowiedzią na krzywdy będzie modlitwa, a nie zemsta.