Katolicka Agencja Informacyjna przeprowadziła niedawno rozmowę z ks. prof. Tomaszem Wielebskim z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz z Marcinem Jewdokimowem z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego na temat badań naukowych, dotyczących stałej formacji kapłanów. W rozmowie z KAI przedstawili wnioski z poszukiwań badawczych. Zwrócili uwagę na szereg problemów i trudności, których doświadczają starsi i młodsi duszpasterze. Badania wykazały także istnienie słabości w formacji seminaryjnej. Z analiz naukowych wyłoniły się też propozycje zaradzenia trudnościom. Zgłoszono m.in. propozycję „stworzenia w każdej diecezji przy kurii stanowiska psychologa wyspecjalizowanego w pracy z księżmi, który mógłby udzielać im odpowiedniego wsparcia”.
Posługa kapłańska jest rzeczywiście obciążająca: zarówno w wymiarze fizycznym, jak i psychicznym i czasem potrzebne jest specjalistyczne wsparcie. Ponieważ jednak dotyczy ona przede wszystkim sfery duchowej, kapłan na pierwszym miejscu potrzebuje wewnętrznej siły duchowej. A płynie ona zasadniczo z procesu stałego nawracania się, z zanurzenia w słowie Bożym, z modlitwy oraz z głębi przeżywania sakramentów, które sprawuje.
Przypowieść o synu marnotrawnym powinniśmy my kapłani odnieść przede wszystkim do własnego życia. Nam kapłanom grozi, że szybko postawimy się w roli starszego syna z tej przypowieści, który wiernie pracuje, wypełnia poprawnie swoje obowiązki i właściwie nie ma sobie wiele albo nic zarzucenia. Taka nasza kapłańska postawa może sprawić, że nie doświadczymy mocy łaski Bożej, na którą pozostaniemy zamknięci. Najwyżej będziemy szukać technik, by działać sprawniej i skuteczniej. Patrząc zaś na syna marnotrawnego, zobaczymy go w tych „innych”, którzy są daleko, a nie w nas samych, którzy jakoby jesteśmy blisko.
A przecież my kapłani jako pierwsi potrzebujemy nawrócenia. Poprzez nasze mniejsze lub większe grzechy nieraz daleko odchodzimy od Boga. Nasze oddalenie się od Ojca wyraża się czasem w naszym materializmie, czasem w naszym zeświecczeniu. Myśmy jako kapłani zmarnowali wiele z majątku, którym zostaliśmy obdarowani na mocy święceń. Na zewnątrz wyglądamy jak ten starszy syn, który „swoje robi”, ale serce nasze wyjechało „w dalekie strony i tam trwoni swoją własność, żyjąc rozrzutnie”. Potem dziwimy się, że sypie się nasza psychika, nasza duchowość, nasze człowieczeństwo.
Syn marnotrawny sięgnął dna: zostały mu świnie i głód. Totalna destrukcja wszystkiego. Wówczas pękła w nim jakaś skorupa. Rozpoczął się w nim trudny proces nawrócenia i powrotu do Ojca. Rozpoczęło się przygotowanie do spowiedzi: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników”. A potem odbyła się spowiedź: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Dobra, szczera, głęboka, w której syn doświadczył miłosierdzia, przywracającego godność.
Takiego nawrócenia potrzebujemy my księża. Może to nawrócenie zacznie się wtedy, gdy już wszystko będzie w rozsypce: zdrowie, psychika, duchowość. Oby nie tak późno. Potrzebujemy żalu syna marnotrawnego. I takiej jak on spowiedzi. W środę popielcową słyszeliśmy, jak prorok Joel wzywał wszystkie stany społeczne do nawrócenia. Padły tam słowa: „Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy!” Wezwanie kapłanów (nie tylko starotestamentalnych) do płaczu, czyli do żalu.
Warto przywołać przejmujące słowa Jana Pawła II: „Duchowe i apostolskie życie kapłana, podobnie jak jego braci świeckich i zakonnych, poziom tego życia i jego żarliwość, zależy od wytrwałego i sumiennego osobistego korzystania z sakramentu pokuty. Sprawowanie Eucharystii i szafarstwo innych sakramentów, zapał duszpasterski, stosunki z wiernymi, komunia ze współbraćmi, współpraca z biskupem, życie modlitwy, jednym słowem całe życie kapłańskie nieubłaganie doznaje uszczerbku, jeśli brak w nim, wskutek niedbalstwa czy z innych przyczyn, regularnego, przenikniętego autentyczną wiarą i pobożnością zwrócenia się do sakramentu pokuty. Gdyby jakiś ksiądz nie spowiadał się, lub spowiadał się źle, bardzo szybko odbiłoby się to na samym jego kapłaństwie i sprawowaniu kapłaństwa, co dostrzegłaby również Wspólnota, której jest pasterzem. Dodam jeszcze, że kapłan, ażeby mógł być dobrym i skutecznym szafarzem pokuty, powinien uciekać się do źródła łaski i świętości, jakim jest ten sakrament. My, kapłani, możemy z własnego doświadczenia śmiało powiedzieć, że im pilniej korzystamy z sakramentu pokuty, przystępując doń często i dobrze przygotowani, tym lepiej sami wypełniamy posługę spowiedników i jej dobrodziejstwo zapewniamy penitentom. W dużej mierze natomiast posługa ta traci swą skuteczność, jeśli w jakikolwiek sposób przestajemy być dobrymi penitentami. Taka jest wewnętrzna logika tego wielkiego sakramentu. Wzywa on nas, wszystkich kapłanów Chrystusowych, do odnowy w zakresie naszej własnej spowiedzi”.
Dzisiaj prosimy nasze wspólnoty, naszych wiernych o modlitwę za nas, kapłanów, byśmy potrafili z przypowieści o synu marnotrawnym uczynić drogę naszego nawrócenia. To nawrócenie może dokonać się w dobrej spowiedzi oraz w dobrze przeżytych rekolekcjach. I to nawrócenie jest najważniejszym elementem stałej formacji kapłańskiej. Wszystko inne ma charakter dodatkowy i uzupełniający.