Cichym bohaterem cudu rozmnożenia chleba jest ów chłopiec, który miał pięć chlebów i dwie ryby. W tle widać też bezradność uczniów, którzy kalkulują możliwości i liczą pieniądze zamiast liczyć na Jezusa. Apostołowie wiedzą, że mają za mało, by zaradzić sytuacji, a chłopiec zwyczajnie dzieli się tym, co ma. Kościoła nie buduje się opierając się na ludzkich kalkulacjach i własnych siłach. Trzeba liczyć na coś więcej, a właściwie na Kogoś więcej. Liczyć przede wszystkim na Chrystusa, na Jego dar, miłość, obecność, łaskę. Trzeba z pokorą owego chłopca przynieść Jezusowi to, co mamy. Nawet jeśli mamy bardzo niewiele. Eucharystia uczy nas dziękczynienia i dawania. Gdzie jest dziękczynienie za to, co mam; gdzie jest dzielenie się, tam wydarza się cud. Przychodząc na Eucharystię trzeba przynieść ze sobą swój dar. Tak jak przynosimy do ołtarza kilka hostii i parę kropel wina. To naprawdę mało, ale bez tych darów nie będzie eucharystycznej przemiany. Ofiarujemy wraz z chlebem i winem na ołtarzu wiarę małą jak ziarenko gorczycy, nasze niedoskonałe uczynki miłości, nasze nadzieje. Składamy też naszą bezradność wobec ludzkiej (własnej i cudzej) biedy, której nie potrafimy zaradzić. Ważny jest to, że ofiaruję Bogu i innym to, co mam. I liczę na Jego moc. On potrafi to niewiele pomnożyć. Nie trzeba mieć dużo, żeby dzielić się z innymi. Nie musimy troszczyć się o wszystkich głodnych, wystarczy o tych, którzy są obok mnie i którym możemy pomóc. Bóg nie da się wyprzedzić w hojności, ale nasza hojność ma znaczenie.
Jezus troszczy się nawet o okruszki chleba. Ważne jest dla Niego „aby nic nie zginęło”. Bóg ocala każde dobro, nawet to najmniejsze. Małe sprawy mają swoją wagę i znaczenie. Kiedy nie lekceważy się okruchów, można ich nazbierać nawet dwanaście pełnych koszów. To także ważna lekcja.