Wypędzenie złego ducha z opętanego jest w tym krótkim fragmencie Ewangelii Markowej obramowane dwoma krótkimi opisami reakcji słuchaczy Jezusa. Dominuje w niej zadziwienie – i to w pierwszej linii niezwiązane z tym, co Jezus czyni, ale raczej z tym, co mówi. Jego nauka zdumiewa słuchaczy i to z podwójnego powodu. Najpierw słowa Jezusa emanują jakąś wyjątkową nieznaną do tej pory duchową władzą. Nie są to słowa zwyczajnego, nawet bardzo elokwentnego nauczyciela, który odnosi się do autorytetu Pisma i interpretując go, podejmuje dyskusję z twierdzeniami innych nauczycieli, przyświadczając im lub je krytykując. Jezus zdaje się w sobie uosabiać autorytet Pisma, a Jego interpretacja wyrasta ponad wszystkie inne. Drugi powód to moc, jaka towarzyszy Jezusowym słowom. Surowe słowo, z jakim Jezus wydaje rozkaz złemu duchowi, nie jest jedynie pustą groźbą, prężeniem muskułów i próbą zastraszenia przeciwnika, ale jest natychmiast skuteczne. Sprawia to, co wyraża – opętany zostaje uzdrowiony.
Warto sobie uzmysłowić, że to samo Boże słowo, słowo z mocą, jest dostępne każdemu z nas na co dzień, kiedy czytamy Pismo Święte. Dla wielu czytających Biblię jest ono jedynie niezrozumiałym religijnym pouczeniem albo nawet czymś w rodzaju antycznej literatury. Może nawet urokliwej, ale mającej znaczenie jedynie jako przedmiot badań egzegetów lub jako źródło bon-motów, którymi można błysnąć w Internecie. Kiedy jednak zostaje ono przyjęte z wiarą, ujawnia się jego niezwykła moc. Z Boskim autorytetem potrafi skomentować dziejące się wydarzenia, wlewa w serce niezwykłą pociechę i ufność, że nawet w najbardziej zagmatwanej życiowej sytuacji Bóg się nie odwraca od człowieka, ale jest gotów do pomocy.
Oczywiście słowa Bożego nie wolno mylić z jakimś zestawem magicznych zaklęć. Chociaż jest ono zawsze słowem z mocą, to jednak „nie działa” na sposób magiczny. Jego autorytet, Jego zbawcza moc zostaje uruchomiona dopiero wtedy, gdy zostaje przyjęte z pokorą i zaufaniem, gdy człowiek pozwala mu spokojnie rozgościć się w swoim umyśle i sercu i zapuścić korzenie. Wtedy – zawsze zgodnie z Boską rachubą czasu – drogi człowieka prostują się i kierują ku dobremu.