Pierwsza odsłona życia Jana z Dukli okryta jest woalem tajemnicy. Nie zachowało się zbyt wiele informacji. Sprawa dzieje się w piętnastym wieku, a sztuka kronikarska lub archiwalna nie są wówczas jeszcze bardzo rozwinięte. Jednak białe plamy w biografii Jana z Dukli to przede wszystkim rezultat tego, że święty kochał samotność, oddalenie, pustynię i zacierał ślady. Od początku pustelniczej praktyki uczył się cnoty przemilczania siebie. Jezus z Nazaretu cenił takich ludzi i podobny styl myślenia polecał wszystkim. A może dlatego dziś tak mało osób decyduje się na chrześcijaństwo? Skromnych wypychają łokciami, kolanami, twardymi głowami osobnicy, którzy podnoszą głos i całymi sobą zapychają wolne przestrzenie. Czy na pewno? Warto ukradkiem obserwować układ krzeseł w teatrze albo gdzieś na auli. Plac wokół krzykacza szybko pustoszeje, a normalni ludzie przesuwają siedzenia w kierunku łagodnego mędrca, który wyjaśnia, używa argumentów i daje słuchaczom dużo czasu na zrozumienie oraz dokonanie wyboru.
Jan z Dukli dwukrotnie udowadnia, jak bardzo etap osamotnienia owocuje w duszy pustelnika. W pewnej chwili opuszcza zbudowaną własnymi rękoma pustelnię i przyłącza się do franciszkanów. Historia nie zna powodów tej decyzji. Co jednak ciekawe, prawie natychmiast zostaje mu powierzona funkcja kaznodziei. Trzeba pamiętać, że już w regule świętego Franciszka z Asyżu zapisano, iż do głoszenia Słowa Bożego przeznaczać należy najlepszych spośród braci. Po latach Jan z Dukli spotka franciszkanów nazywanych obserwantami i zafascynowany nowym radykalizmem ich życia, poprosi o przejście z klasztoru do klasztoru. W tamtych czasach niechętnie patrzono na mnichów, którzy zmieniali barwy zakonne. Obserwanci oficjalnie unikają przyjmowania franciszkanów konwentualnych, broniąc się przed niebezpieczeństwem obniżenia dyscypliny życia. Dla Jana z Dukli zrobią jednak wyjątek. I tak kwiat pustyni, potem franciszkanin konwentualny, odda się w pełni Chrystusowi kończąc swoje dni wśród obserwantów – nazywanych częściej w Polsce bernardynami - w 1484 roku. Szukanie poklasku godzi u podstaw w ducha autentycznej ewangelii. To prawda, że dobrej nowiny nie wolno ukrywać pod korcem. Trzeba zmieniać metody, dobierać zręcznie okoliczności, wspinać się na dachy współczesnych sieci internetowych oraz radiostacji. Nie zmienia to jednak faktu, że rozgłaszać należy Chrystusa a nie siebie. Naczynie duchowe, które pragnie przyjąć, a następnie przekazać innym ewangelię, musi zakochać się w ukryciu, w skromności, w zniknięciu. Inaczej coraz więcej fałszywych akordów jeszcze bardziej oszpeci piękną symfonię misyjnego chrześcijaństwa.
Ozeasz opisuje pustynię za pomocą obrazu weselnej, udekorowanej sali, na której oblubieniec poślubia sobie ukochaną (por. Oz 2, 16-18). Za życia proroka wszyscy z podziwem patrzyli na rozkwit potęgi egipskiego imperium. A przecież cywilizacja Egiptu rozwinęła się w samym sercu pustyni, dlatego współcześni łatwo utożsamiali ją z dobrobytem oraz ideałem życia. Jezus dokona cudu uzdrowienia córeczki Jaira dopiero wtedy, gdy przełożony synagogi przepędzi tłum gapiów ze swojego domu (por. Mt 9, 24-25). Dla Pana pustynia nabywa znaczenia wewnętrznego i przechodzi w dyskrecję.
Formacja duchowa w katolicyzmie toczy spór z populizmem. Jedno zakłada cichy wzrost logiki wiary wśród wyznawców, a drugie kombinuje, jak zyskać nowych zwolenników. Zapragnij życia ukrytego. Od wątpliwej auto-promocji lepsze będzie to, gdy po latach odkryją cię inni.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.