W dzisiejszym fragmencie Ewangelii Markowej Jezus musi zmierzyć się z krytyką z dwóch stron. Z jednej strony jest to krytyka – rzec by można – urzędowa. Uczeni w Piśmie, reprezentujący wykształconych teologów, podejrzewają Go o konszachty z mocami demonicznymi, co sprawia, że jawi się On jako zwodziciel ludu, jako nowinkarz, który sprowadza prostych ludzi na złe drogi. Sednem tej krytyki jest zarzut niekompetencji, skrywanej pod płaszczykiem magicznych sztuczek. Ale jest też inna krytyka – powiedzielibyśmy – prywatna. Jego bliscy wydają się być zażenowani rosnącą popularnością ich Krewniaka jako człowieka niezrównoważonego, który przynosi wstyd rodzinie. W tej krytyce tkwi z kolei zarzut ośmieszania siebie i całej swojej rodziny. Obydwie krytykujące strony mają jeden cel: Jezus powinien zaprzestać działalności i zająć się czymś pożytecznym, tzn. zniknąć ze społecznej sceny.
Kiedy ktoś spotyka się z taką ostrą krytyką, doznaje mocnej pokusy dostosowania swojego zachowania do oczekiwań otoczenia i standardów, jakie są uznawane za normalne i pożądane. Jezus radzi sobie z tą pokusą w ciekawy sposób. Nie odżegnuje się od swoich krytyków, nie odchodzi z poczuciem wyższości, nie odrzuca, ale wchodzi w dialog: obydwom stronom odpowiada pytaniem. Tam, gdzie to jest konieczne – jak to jest w przypadku uczonych w Piśmie, wchodzi w dyskusję, wykazując absurdalność ich zarzutów. Tam, gdzie chodzi o emocje – jak to jest w przypadku własnej rodziny, otwiera nową, szerszą perspektywę. Pokazuje, że więzy pokrewieństwa i własnego klanu nie są już teraz decydujące, ale liczy się nowa rodzina, do której może należeć każdy – krewny czy obcy – jeśli tylko szuka wioli Bożej.
Asertywność Jezusa – jak można by to wyrazić współczesnym językiem – nie jest rezultatem ani szukania oryginalności za wszelką cenę, ani też upartym obstawaniem przy własnym zdaniu. Jest to mądra asertywność, która nie unika konfrontacji z inaczej myślącymi krytykami, a jednocześnie jest gotowa do dzielenia się z innymi nową, odkrytą przez siebie perspektywą i przedstawianiem własnych racji i argumentów. Ostatecznie jest ważne nie to, co spełnia oczekiwania otoczenia, ale to, co odpowiada oczekiwaniom Boga.